Wstałem rano i poszedłem zrobić kilka zdjęć przed wschodem słońca. Mróz był przedni (podobno -18 oC), ale widoki również. Po śniadaniu zebraliśmy się i ruszyliśmy niebieskim szlakiem na Bukowe Berdo. Pod samym grzbietem leżało nawet trochę śniegu (kilka centymetrów) wiec mieliśmy znowu poczucie zimowej wyprawy. Niestety, na samej grani, mimo słonecznej pogody było bardzo zimno, więc szybko zeszliśmy z Krzemienia i ruszyliśmy ku Tarnicy.
Zimno na Bukowym Berdzie było jednak niczym w porównaniu z tym, czego doświadczyliśmy na Tarnicy. Chłopaków szybko stamtąd wywiało, ja jednak się uparłem, żeby zrobić kilka zdjęć. A było co fotografować, zwłaszcza, że słońce powoli zaczęło zachodzić...
Zgrabiałe ręce dały jednak znać o sobie i szybko pobiegłem za chłopakami na przełęcz pod Tarnicą, gdzie tak strasznie nie wiało. Widząc przemarzniętych współpodróżników, postanowiłem im i sobie trochę dopomóc. W plecaku miałem ćwiarteczkę kolorowej gorzałki i teraz ją właśnie postanowiłem wykorzystać. Przez moment zrobiło nam się cieplej, ale nie było wyjścia i szybkim marszem ruszyliśmy do Wołosatego.
W Wołosatem poszliśmy do miejscowej gastronomii, gdzie spędziliśmy wieczór. Po wyjściu wpadliśmy wprost w objęcia chłopaków ze Straży Granicznej, którzy sobie na nas tam czekali. Że też im się tak chciało. Mróz aż piszczy, a oni o dokumenty pytają. Od nich się dowiedzieliśmy, że nasza wycieczka w pogranicznym żargonie funkcjonuje jako trzech z Wietnamczykiem.