Następnego dnia ruszyliśmy czerwonym szlakiem na Rozsypaniec. Pogoda rewelacyjna. Słońce, mróz jakby trochę zelżał. W tak pięknych okolicznościach przyrody żal było się spieszyć, a zatem co chwilę robiliśmy postoje. Wiatka przy Połoninie Bukowińskiej, Rozsypaniec, Halicz...
Jeszcze wczoraj, na Bukowym Berdzie, wydawało się nam, że widzimy Tatry. Dziś już nie mamy żadnych wątpliwości: widzimy Tatry. To się podobno czasami zdarza w Bieszczadach i na nas akurat wypadło. To był też powód do kolejnego postoju.
Ominęliśmy Bukowe Berdo i znów podeszliśmy pod Tarnicę, tam jednak skręciliśmy na Szeroki Wierch i ruszyliśmy do Ustrzyk Górnych. Podczas zejścia dopadł nas już tradycyjnie zachód słońca.
W Ustrzykach mieliśmy święto. Dziś gra Wisłą z Schalke 04. Zatem po obiedzie zostaliśmy w barze i razem z grupką miejscowych oglądaliśmy mecz. Marek z Arturem wymiękli po pierwszej połowie i później chyba tego żałowali. Ja z Tungiem dotrwaliśmy do końca i warto było.
Tung ogólnie wywoływał spore zainteresowanie. Dowiedzieliśmy się dzięki temu o jakiś Wietnamczykach przyjeżdżających tu do pracy w latach 70- tych. Ale po co, tego nikt nie wiedział. Nocleg w goprówce.