Rano opuściliśmy Wołosate i pieszo ruszyliśmy do Ustrzyk. Po drodze było trochę nudno, więc z Arturem postanowiliśmy trochę się rozweselić i wrzucić Marka w zaspę obok drogi. Pomysł był przedni, jednak Marek nie chciał się poddać woli większości i koniec końców straciłem okulary. Niby nic strasznego, a jednak będzie miało to pewne konsekwencje. Trochę zabawne, ale też i poważne, bo nie bardzo będę mógł robić zdjęcia moim aparatem.
Dotarliśmy do Ustrzyk. Tutaj w sklepie spotkaliśmy Długiego Adama vel Dziubka. Nawet nas poznał. Grał w karty z kompanami i popijał jakimś miejscowym winem. Kompani zresztą też.
Postanowiliśmy zaszaleć i poszliśmy na kwaterę do hotelu „Górskiego”. Nocleg ze śniadaniem: 76 zł. Zajęliśmy pokój, zostawiliśmy graty i poszliśmy na Caryńską. A dokładnie to w kierunku Caryńskiej, bo szybko zgubiliśmy szlak. Szczęśliwie była tam jakaś wydeptana ścieżka, więc szliśmy nią bardzo pewnie. Po jakimś czasie zorientowaliśmy się jednak, że odeszliśmy sporo od szlaku, odbiliśmy więc ostro w górę. Śnieg do pasa, pod śniegiem lód. Wspinamy się zatem „na czworaka”, kawałek do góry, kawałek w dół. Jest wesoło, a szlak już nie jest nam potrzebny, bo i tak wiemy, że na Caryńską nie wejdziemy.
Po jakimś czasie wdrapujemy się na zalesiony wierzchołek. Nie bardzo wiemy czy to już początek połoniny, czy może jakiś pagór przed nią. Robi się coraz zimniej. Zmoczone spodnie momentalnie zamarzają. Zarządzamy odwrót i bez problemu wracamy do hotelu. Jemy obiad i korzystamy z hotelowych atrakcji, głównie z bilardu. Atmosfera trochę jak w „Lśnieniu” Kubricka. Pusty hotel- tylko my i obsługa. Wszystko zasypane śniegiem. No i ja mam jakieś przewidzenia- widzę diabła z aniołem!!
Graliśmy sobie w bilard i zachciało mi się na stronę. Biegnę zatem po schodach, przez puste korytarza, a tu nagle, na półpiętrze stoi diabełek i nieco mniejszy aniołek. Bez okularów kiepsko widzę, ale mam wrażenie, że obie zjawy lekko się mnie wystraszyły, stojąc jak wryte! Dodaje mi to otuchy i ruszam przed siebie. Mijam je i już wiem, że to jakieś przebrane dzieciaki. Kamień z serca!
Rano łapiemy autobus do Ustrzyk, a stąd do Warszawy.