Wszystko zaczęło się w środę 6 sierpnia. Tuż przed 700 spotkaliśmy się z Markiem na Dworcu Centralnym i już po chwili jechaliśmy pociągiem IC relacji Warszawa- Kraków, dzierżąc w dłoniach bilety ulgowe i legitymacje zniżkowe. Czas mijał szybko, zatem już ok. 940 byliśmy na dworcu w Krakowie. Tutaj natychmiast udaliśmy się na przystanek prywatnej linii autobusowej, by po stwierdzeniu, iż są jeszcze dwa wolne miejsca, dzięki wrodzonemu sprytowi, zająć je.
Podróż mijała bez zakłóceń i ok. godz. 12 przesiedliśmy się w Zakopanem do prywatnego bus- a. Dopiero zakorkowana szosa prowadząca do przejścia granicznego w Łysej Polanie, wyrwała nas z letargu. Natychmiastowa decyzja i już maszerujemy pieszo w kierunku przejścia granicznego.
Po minięciu granicy, udaliśmy się na przystanek autobusowy. I tu stał się cud! Oczywiście, autobusu nie było, acz miał pojawić się w bliżej nieokreślonym terminie. Na przystanku stał jednak miejscowy bus! Okoliczności tej samej w sobie być może nie powinno się nazywać cudem. Jednak fakt, że bus zabrał nas oraz kilka innych osób do Tatrzańskiej Łomnicy, zdecydowanie należy zaliczyć do zjawisk nadprzyrodzonych!
O godz. 1400 byliśmy już na kwaterze w Tatrzańskiej Łomnicy.
Po południu zwiedziliśmy centrum Tatrzańskiej Łomnicy, zwłaszcza miejscową pizzerię i sklep spożywczy, który w miejscowym narzeczu się tak dziwnie nazywa, że zmilczę tutaj ten fakt. No, i obserwujemy sobie Łomnicę, która zdecydowanie góruje nad miasteczkiem i co tu dużo mówić, jest niesamowita.