Następny dzień miał być lekką przebieżką. Marek dał się namówić na wjazd kolejką gondolkową w okolice Skalnatego Plesa (ok. 1700 m npm). Stąd ruszamy w kierunku Świstowej Przełęczy. Z przełęczy przedni widok na Jagnięcy Szczyt. Widok, jak już wspomniałem, przedni, jednak między przełęczą a szczytem drobna dolinka. Nic to jednak! 500 metrów w dół do Zielonego Stawu. Ponad 700 do góry na Jagnięcy i znowu w dół do Zielonego Stawu. Mija jak drobna chwilka. Oczywiście nie muszę dodawać, że z Jagnięcego rozciągają się przednie widoki min. Na Tatry Bielskie, ale nie tylko.
W drodze powrotnej wstępujemy do schroniska przy Zielonym Stawie. Tutaj uzupełniamy niezbędne kalorie zamknięte w półlitrowej buteleczce. Marek zdecydował się również na miejscowe parówki. Później, przez kilka tygodni będzie je jeszcze wspominał jako coś, co nadawało się do wszystkiego tylko nie do jedzenia.
Następnego dnia ruszyliśmy na Koprowy! Wszelkie próby opisu tej trasy wydają się być świętokradztwem! Każdy kto był wie o co chodzi. Dla mnie najważniejszy był widok przełęczy pod Chłopkiem, na której byłem dwa lata wcześniej, a która wówczas mnie zauroczyła! Na szczycie chwila trudna do opisania. Otoczeni niebiańskimi krajobrazami popadam w chwilową zadumę. W takim momencie człowiek zaczyna wierzyć w moc sprawczą jakiegoś nieziemskiego bytu! Pewna iskra nagle zabłyśnie w świadomości ludzika, dając mu złudną nadzieję, że zaraz odkryje największą tajemnicę ludzkości! Dreszczyk emocji, poczucie nadprzyrodzonej siły, uczestnictwa w nieziemskim przedstawieniu!
Trzeba schodzić, bo kolejka odjedzie – przerywa te medytacje Marek. Taaak! Podobno nic nie może wiecznie trwać. Powłócząc nogami idę za Markiem w dół. Później ziemski powrót na kwaterę jeszcze bardziej ziemską kolejką! Następnego dnia, wymuszona przez pewną nadmorską koleżankę wyprawa do jamy!